Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyszczerzone jak u psa, który zamierza ugryźć. Broda pana Ward muskała jego twarz, a zęby schwyciły za szyję. Nie ugryzły jednak. Natomiast Dave poczuł, że całe ciało jego zesztywniało nagle w tym żelaznym uścisku i zostało odrzucone bez najmniejszego wysiłku, a jednak tak silnie, że upadek jego zatrzymała tylko twarda i gładka ściana gabinetu.
— Jak śmiesz nachodzić mnie w celach szantażu? — warczał pan Ward tuż przy jego twarzy. — Oddaj no mi bratku z powrotem pieniądze.
Dave zwrócił banknot bez słowa protestu.
— Myślałem, że przychodzisz tu z dobremi zamiarami. Teraz znam cię już, bratku. Nie chcę cię więcej widzieć ani słyszeć o tobie. Zabieraj się, póki cię nie wpakowałem do więzienia, w którem już dawno powinienbyś się znajdować. Rozumiesz?
— Tak jest, proszę pana — wycharczał Dave.
— No, to precz stąd.
Dave ruszył bez słowa odpowiedzi, z uczuciem szalonego bólu w obu bicepsach, nawpół zmiażdżonych w uścisku strasznych łap. Dotknąwszy ręką klamki usłyszał znów głos pana Warda i zatrzymał się jeszcze.
— Masz szczęście, bracie — mówił, a Dave obejrzawszy się zauważył, że twarz jego miała wyraz dziki, a wytrzeszczone oczy patrzyły okrutnie i hardo. — Masz szczęście. Gdybym tylko zechciał, wy-