Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uważa pan za swoją własność. Później będzie się zabierać to, o czem pan będzie mieć pewność, że nie należy do pana. Wie pan dobrze do czego to wszystko w końcu doprowadzi. Trzeba więc wynaleźć panu uczciwe zajęcie.
— Jestem w potrzebie. Nie mam nic zupełnie — odparł ponuro. — Potrzebuję pieniędzy nietylko dla siebie. Potrzebuję ich również dla przyjaciela o którym mówiłem już pani. Jest on teraz w prawdziwej matni. Jeśli nie wygrzebie się teraz, to utonie zupełnie.
— Mogę wyszukać panu zajęcie — rzekła szybko — Zrobię nawet więcej. Pożyczę panu tyle ile trzeba na wybawienie pańskiego przyjaciela i przykrej sytuacji. Dług ten może mi pan potem zwrócić ze swej gaży.
— Wystarczyłoby na to jakieś trzysta dolarów — rozważał wolno. — Tak. Trzysta dolarów ocaliłoby mojego przyjaciela. Pracowałbym cały rok wzamian za tę sumę z dodatkiem całodziennego utrzymania oraz kilku centów na tytoń.
— Ach, pan pali. Nie pomyślałam o tem wcale.
Jej dłoń wyciągnęła się nad rewolwerem, wskazując na charakterystyczne przyżółcenie końców jego palców. Jednocześnie oczy jej porównały szybko odległość między jej dłońmi a jego i broni. Przez jedną, krótką chwilę odczuła niepohamowaną chęć pochwycenia rewolweru. Sądziła, że mogłaby to uczynić, a jednak nie była zupełnie pewną siebie. Dlatego też tylko powstrzymała się i cofnęła dłoń.