Strona:Jack London - Córa nocy.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ment. W tej chwili twarz jej przybrała wyraz poważny.
— To dla tego że pan mi się podoba. Wygląda pan stanowczo zbyt uczciwie na złodzieja. Pan nie powinien już więcej tego czynić. Jeśli się jest w potrzebie to należy jąć się jakiejkolwiek pracy. Proszę niechże pan nareszcie odłoży zupełnie swój wstrętny rewolwer. Pomówmy trochę. Pan powinien znaleźć odpowiednie zajęcie. Oto wszystko.
— Tylko nie w tem mieście — zauważył z gorzką ironją. — Zdarłem już niejedną parę obuwia i nabyłem niejeden odcisk, uganiając się za zajęciem. Byłem dawniej uczciwym. Byłem pięknym doprawdy okazem mężczyzny... zanim zacząłem poszukiwać zajęcia.
Wesoły śmiech, jakim przyjęła jego satyryczne oświadczenie, sprawił mu oczywistą przyjemność. Zauważyła to szybko i skorzystała natychmiast ze swej przewagi. Pewnym krokiem podeszła do kredensu.
— Doskonale. Musi mi pan to opowiedzieć więcej szczegółowo. A tymczasem postaram się wynaleźć butelkę jakiegoś trunku. Coby pan wołał? Whisky?
— Owszem, proszę pani. Chętnie, — odpowiedział, idąc za nią. Czujność jednak nie opuszczała go. Ręka znów ujęła kolbę rewolweru, a oczy zezowały nieufnie w stronę niestrzeżonych, rozwartych naoścież drzwi.