Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powietrzni i mórz, oraz o parowaniu, przekonały, jak bezpodstawnemi były te twierdzenia. O prarodzicach rodu ludzkiego opowiadał on, że z ręki Twórcy wyszli doskonałymi tak na ciele, jak na umyśle, a że później nastąpił ich upadek. Teraz się namyśla, co począć z coraz mnożącemi się świadectwami dzikości człowieka przeddziejowego.
Czyż mamy się dziwić, iż liczba takich, co nie wysoko cenią pojęcia klerykalne, szybko wzrasta? Czy można przyjąć kogoś za wiernego przewodnika w sprawach niewidomych, kto wpada w tyle błędów co do przedmiotów widomych? Czyż podobna mieć ufność w rzeczach moralnych i duchowych do tego, kto się tak grubo mylił w fizycznych? Nie można zbyć przecież faktów przeczących traktując je jako „próżne cienie“, „puste wymysły“, „brednie pochodzące z mniemanej nauki“, jako „błędy przykryte złudnymi pozorami prawdy“. Przeciwnie, są to świadectwa poważne, dobitne i niezawodne, występujące przeciwko klerykalnym roszczeniom do nieomylności, a rzucające na nie cień zaślepienia i nieuctwa.
Przekonane o tyle błędów papieztwo ani myśli się tłumaczyć; nie chce ani wiedzieć o tem; nawet, licząc na skuteczność zuchwalstwa, rości sobie prawo do nieomylności. Niepodobna jednak więcej ustępstw papieztwu uczynić nad te, które mu przyzna trybunał rozumu. Nie ma on prawa domagać się nieomylności w sprawach religii, wy-