Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dozór boży; tymczasem tutaj, na odległem naszem stanowisku, gdzie miliony mil nikną nam w oczach, a słońca wydają się nie większemi nad pyłki powietrzne, mgławica ta robi wrażenie czegoś daleko mniejszego od najmniejszej chmurki. Galileusz w swym opisie konstelacyi Oryona nie uznał za rzecz stosowną wspomnieć nawet o niej. Najsurowszy teolog ówczesny nicby nie widział w tem nagannego, gdyby początek jej przypisywano podrzędnym jakimś przyczynom i nic przeciwnego religii, gdyby nie wspominano o dowolnem wtrącaniu się Boga w jej przekształcenia. Jeżeli takim jest wniosek, do którego my przychodzimy względem owej mgławicy, to do jakiegożby doszła istota myśląca, znajdująca się na niej, względem nas? Zajmuje ona przestrzeń miliony razy większą od naszego układu słonecznego; nas stamtąd niepodobna dostrzedz, więc zginęlibyśmy zupełnie w jej oczach. Czyż tedy owa istota uważałaby za rzecz niezbędną wymagać bezpośredniego wdania się bóstwa dla wytłómaczenia naszego powstania i istnienia?
Od układu słonecznego zejdźmy do czegoś daleko drobniejszego, do cząstki jego — do naszej ziemi. W biegu czasów, doświadczyła ona znacznych przekształceń. Czy się odbywały one pod działaniem ciągłego wtrącania się Boga, czy też pod wpływem nieuniknionego prawa? Widok przyrody nieustannie się zmienia w naszych oczach; tem więcej i silniej odmieniał on się w epokach geo-