Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyrody, odkryto, iż Olimp był złudzeniem, a niebiosa niczem innem, jak przestrzenią, usianą gwiazdami. Po zniknięciu siedlisk zginęły i bóstwa, tak Homerowe jońskiego typu, jak i Hezyodowe doryckiego.
Nie stało się to jednak bez oporu. Naprzód społeczeństwo, szczególnie kapłani, okrzyczeli rodzące się wątpliwości za bezbożność. Przeciwnikom bogów odbierano majątki, skazywano ich na wygnanie, czasami nawet na śmierć. Głoszono, że to, w co pobożni ludzie wierzyli za dawnych czasów i co przetrwało próbę stuleci, to musi być koniecznie prawdziwem. Później zaś, gdy dowody przeciwników stawały się niezbitymi, ograniczano się twierdzeniem, że owe cudowne bajania były alegoryami, w które mądrość starożytnych przyoblekała wiele rzeczy świętych a tajemniczych. Wreszcie usiłowano godzić z postępem umysłowym wszystko, cokolwiek na mit zakrawać mogło. Lecz usiłowania te spełzły na niczem, istnieją bowiem nieuniknione stopnie, które w podobnych razach przechodzić musi mniemanie powszechne: rozpoczyna ono od wątpienia o tem, co dawniej czciło; potem ucieka się do nowych tłómaczeń tej samej rzeczy, nareszcie wpada w sprzeczności i kończy odrzuceniem wszystkiego, jako wierutnej bajki.
W ślad za filozofami i dziejopisami poszli poeci. Eurypides popadł pod klątwę odszczepieństwa. Eschilos zaledwie uniknął ukamieno-