Strona:J. W. Draper - Dzieje stosunku wiary do rozumu.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Boga, wyruszył on z Medyny na ostatnią pielgrzymkę do Mekki, na czele stu czternastu tysięcy wiernych, z wielbłądami, ustrojonymi w zwoje kwiatów i z powiewającemi chorągwiami. Zbliżając się do miasta świętego, zawołał uroczyście: „Jestem tu na służbie Twojej, Boże! Niemasz Ci równego. Tobie jednemu cześć należy, Tobie jednemu królowanie; nikt ich z Tobą nie dzieli“.
Wtedy własną ręką ofiarował wielbłądy na ołtarzu. Zdawało mu się, że odwieczny zwyczaj całopalenia równie jest świętym, jak modlitwa, oraz że dowody potrzeby modłów przekonywają zarówno o konieczności ofiar.
Z mównicy w Kaabie wołał znowu: „O moi słuchacze, jestem tylko człowiekiem, jak wy“. Wspominano, że razu pewnego tak przemówił do człowieka, który się zbliżał ku niemu z nieśmiałością: „Czegóż się boisz? nie jestem królem. Jestem tylko synem niewiasty arabskiej, która jadała mięso suszone na słońcu“.
Wracając do Medyny, gdzie wkrótce umarł, tak żegnał gminę swoją: „Każda rzecz staje się zgodnie z wolą boską i ma swój czas oznaczony, którego ani uniknąć, ani przyspieszyć niepodobna. Wracam do Tego, który mnie posłał, a ostatnie moje przykazanie jest, abyście się wzajemnie kochali, szanowali i bronili, abyście się zachęcali wzajemnie do wytrwania w wierze i w spełnianiu