Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z jego powierzchowności, ale wszystkie te żarty, a nawet uderzenia, Waletka znosił z zadziwiająco zimną krwią.
Szczególną przyjemność robił kucharzom, którzy natychmiast odrywali się od roboty i z krzykiem puszczali się za nim w pogoń, gdy on, wskutek słabości, nietylko jednym psom właściwej, wsuwał swój głodny pysk w półotwarte drzwi ciepłej i pełnej kuszących zapachów kuchni.
Na polowaniu był niezmordowany, węch miał dobry, lecz jeżeli wypadkiem dopędził ranionego zająca, to pożerał go z rozkoszą, całego, do ostatniej kostki, gdziekolwiek w chłodnym cieniu, pod zielonym krzakiem, w przyzwoitem oddaleniu od Jermołaja, klnącego wszystkiemi znanemi i nieznanemi dyalektami.
Jarmołaj należał do jednego z moich sąsiadów, obywatela starej daty.
Obywatele starej daty nie lubią „kulików“ i wolą żywność domową.
Chyba tylko, w wypadkach nadzwyczajnych, jako to: w dnie urodzin, imienin i wyborów, kucharze staromodnych obywateli przystępują do przyrządzania długodziobnych ptaków i... wpadłszy w zapał, właściwy ruskiemu człowiekowi, kiedy ten, sam nie wie dobrze co robi, wymyślają takie mądre przyprawy, że goście po większej części z ciekawością i uwagą przyglądają się podanym potrawom, ale probować ich odważyć się nie mogą.
Jermołaj miał nakazane raz na miesiąc dostarczać do kuchni pańskiej dwie pary cietrzewi i kuropatw, a zresztą pozwalano mu robić co chce i żyć czem chce.