Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W milczeniu dosiedliśmy koni i odjechali do domu.
Śmierć biednego Maksyma dała mi powód do rozmyślań. W sposób podziwu godny umiera chłop ruski! Stanu jego przed skonaniem nie można nazwać ani obojętnością, ani tępością umysłu; umiera on tak, jakby spełniał obrządek: chłodno i prosto.
Kilka lat temu u innego mego sąsiada, na wsi, chłop się strasznie poparzył w suszarni zboża. (Byłby już pozostał w tej suszarni, ale pewien przejeżdżający mieszczanin, wyciągnął go ztamtąd na wpół żywego: zanurzył się w kadzi z wodą i rozpędziwszy się, wybił ramionami drzwi pod płonącą strzechą).
Poszedłem do niego, do izby.
Ciemno tam, duszno, pełno dymu. Pytam, gdzie chory?
— A oto, panie, na leżance — odpowiada mi zasmucona baba.
Zbliżam się; chłop leży, przykrył się kożuchem, oddycha ciężko.
— Cóż, jak się czujesz?
Poruszył się chory na piecu, podnieść się chce — a cały w ranach, umierający...
— Leż, leż... jakże ci?
— Wiadomo... źle — mówi.
— Boli bardzo?
Milczy.
— Czy ci czego nie trzeba?
Milczy...
— A może ci przysłać herbaty?
— Nie trzeba.