Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odszedłem od niego, usiadłem na ławce, siedzę kwadrans, pół godziny, w izbie milczenie grobowe. W kącie, za stołem, pod obrazami, kryje się dziewczynka pięcioletnia, chleb je. Matka jej grozi zdaleka. W sieni chodzą, stukają, rozmawiają: żona brata kapustę sieka.
— Hej, Aksinia — wymówił nareszcie chory.
— Czego?
— Kwasu daj.
Aksinia podała mu kwasu.
Znowuż milczenie,
Pytam szeptem:
— Spowiadał się?
— Spowiadał...
— No, więc wszystko w porządku, oczekuje śmierci...
Nie mogłem dosiedzieć dłużej, wyszedłem...
To znów raz, przypominam sobie, przejeżdżając, wstąpiłem do szpitala wsi Krasnogoria, do znajomego felczera, Kapitona, namiętnego myśliwego.
Szpital znajdował się w byłej oficynie dworskiej; założyła go sama obywatelka, to jest kazała przybić nadedrzwiami deskę błękitną, z napisem białemi literami: „Szpital krasnogorski“, sama zaś wręczyła Kapitonowi bardzo ładne album do zapisywania nazwisk chorych.
Na pierwszej karcie tego albumu jeden z pieczeniarzy i pochlebców dobroczynnej obywatelki napisał następujące wierszyki:
„Dans ces beau lieu, ou regne l’allégresse,
„Ce temple fut ouvert par la Beauté;
„Des vos seigneurs admirez la tendresse.