Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogromną... Ja obiecywałem mu dziesięć — cenę nizką. Zaczęliśmy się targować; chłop z początku trzymał się mocno, później ustępował potrosze.
Jermołaj, który wszedł w tej chwili do izby, zaczął mnie zapewniać, że ten „głupiec“ niema pojęcia o rachowaniu pieniędzy i przy sposobności przypomniał mi, że dwadzieścia lat temu, zajazd postawiony przez moją matkę w punkcie, gdzie przecinały się dwie drogi — upadł całkiem, a to dlatego, że zarządzający starowina nie znał wartości pieniędzy i oceniał je tylko na ilość sztuk.
— Ach ty Filofeju! Filofeju! zawołał Jermołaj i wychodząc trzasnął drzwiami ze złości.
Zgodziliśmy się nareszcie na dwadzieścia rubli. Zaraz poszedł po konie i przyprowadził ich pięć — do wyboru. Konie były niezgorsze, choć grzywy i ogony miały poplątane, a brzuchy duże, nabite jak bębny. Z Filofejem przyszli dwaj jego bracia, wcale do niego niepodobni.
Wyciągnęli oni tarantas z pod szopy i z półtorej godziny marudzili przy nim i przy koniach, to rozpuszczali postronki, to przyciągali je tęgo. Obaj bracia chcieli koniecznie zaprządz w hołoble dropiatego, dlatego, że on może spuszczać z góry, lecz Filofej zdecydował: „kudłatego“, kudłatego więc zaprzęgnięto w hołoble.
Napełnili tarantas sianem, podsunęli pod siedzenie chomąto z kulawego konia, na wypadek gdybym nowego kupił w Tule. Filofej, który wpadł do domu i ubrał się w długą, białą kapotę po ojcu i w wysmarowane buty — uroczyście wgramolił się na kozioł.