Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Choćby zaraz. Na co odkładać? Tylko trzeba będzie konie wynająć.
— Jakto wynająć? Przecież mamy swoje.
— Swemi nie można. Środkowy, ten co w hołoblach chodzi, zakulał.
— Kiedy znowuż?
— Przed chwilą. Stangret zaprowadził go do podkucia, no, i widać kowal gałgan, zakuł go. Teraz nie może stąpić na nogę. Przednia noga... Trzyma ją podniesioną, jak pies.
— Czy go rozkuli przynajmniej?
— Nie, nie rozkuli, a trzeba to zrobić koniecznie. Widocznie wbił mu gwóźdź w żywe mięso.
Kazałem zawołać stangreta. Pokazało się, że Jermołaj nie skłamał, koń rzeczywiście chodzić nie mógł. Poleciłem, żeby go natychmiast rozkuli i postawili na wilgotnej glinie.
— No cóż? Każe pan nająć konie do Tuły? — zapytał znów Jermołaj.
— A czyż w tym zakazanym kącie można koni dostać? — zapytałem zirytowany.
Wioska, w której znajdowaliśmy się, leżała w ustroniu, mieszkańcy jej byli, jak się zdawało, biedacy — i z trudnością mogliśmy znaleźć izbę trochę obszerniejszą.
— Można — odrzekł Jermołaj z właściwym sobie spokojem. — Wioska jest taka, jak pan powiedział, ale mieszkał w niej niegdyś jeden chłop rozumny, bogaty! Dziewięć koni miał. Sam ów gospodarz umarł, a teraz najstarszy syn wszystkiem rządzi. Chłop z głupich najgłupszy, jednak nie zdążył jeszcze roztrząść ojcowskiego mienia. Dostaniemy