Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w rękach bym nie mogła utrzymać. Raz ojciec Aleksy przyniósł mi kalendarz dla rozrywki, lecz zobaczywszy, że nie mogę mieć z niego pożytku, zabrał napowrót. Jednak chociaż ciemno i nic nie widzę, mogę słyszeć: świerszcz ćwierka, lub mysz skrobie ząbkami. Otóż wtedy to dobrze nie myśleć.
— Modlitwy odmawiam — ciągnęła znów po krótkiej przerwie — tylko, że niewiele ich umiem. Na co mam się naprzykrzać Panu Bogu? O co mogę go prosić? On najlepiej wie, co mi trzeba. Zesłał na mnie krzyż ciężki, to dowód, że mnie miłuje. Tak nam to kazano rozumieć. Odmówię Ojcze nasz, Zdrowaś Marya, modlitwę za cierpiących i znów leżę spokojnie, nie myśląc. No — i nic.
Przeszło ze dwie minuty. Nie przerywałem milczenia, nie poruszyłem się na beczułce, służącej mi za siedzenie. Twarda, kamienna nieruchomość leżącej przedemną żywej nieszczęsnej istoty udzieliła się i mnie. Byłem jak odrętwiały.
— Słuchaj, Lukeryo — rzekłem nareszcie — chciałbym ci dopomódz. Jeżeli chcesz, postaram się, aby cię zawieziono do szpitala, do dobrego szpitala, w mieście, kto wie, może cię tam wyleczą... W każdym razie nie będziesz sama...
— O nie, nie, panie — szepnęła głosem pełnym obawy — nie odsyłajcie mnie do szpitala, nie ruszajcie ztąd! Tam będę miała tylko męczarnie... Po co mnie leczyć?! Jednego razu przyjeżdżał tu jakiś doktor, chciał mnie oglądać. Proszę go: — Nie rusz mnie pan, na miłość Boga. Ale gdzieżtam! Zaczął mnie przewracać, ręce i nogi zginał, wyciągał i powiada: — Ja to dla uczoności robię... na to jestem urzędnik, uczo-