Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po chwili Jerzy siedział pomiędzy matką i córką, rozmawiając wesoło i serdecznie. Nagle drzwi się otworzyły, i ukazał się w nich Eugeniusz Beauharnais, w mundurze pułkownika gwardyi konsularnej, a za nim Napoleon. Spostrzegłszy Jerzego, który wstał, jak sprężyną popchnięty, przyszły cezar zbliżył się do niego i, biorąc go delikatnie za ucho, rzekł:
— A ty co robisz tutaj?... Myślałem, że jesteś na służbie.
— Kapitan jest właśnie na służbie — rzekła żywo Hortensya.
— A to piękne czasy nastały, jak widzę, w Tuillerie. Przed chwilą posyłam po Eugeniusza i donoszą mi, że „pułkownik je.“ Szósta godzina się zbliża, a on zanim zasiądzie przy moim stole, uważa za potrzebne pożywić się w samotności... to doskonałe!
Młody pułkownik, widząc, iż matka i siostra śmieją się, rozjaśnił twarz.
— Postaw się, generale, w mojem położeniu — rzekł — obiad przy twoim stole trwa zaledwie dziesięć minut, co może wystarcza Hortensyi, która powietrzem żyje, ale mnie w żaden sposób wystarczyć nie może, staram się więc nigdy głodnym nie siadać do stołu pierwszego konsula.
Wszyscy rozśmiali się wesoło.
Swobodnie i dobrze płynęło życie Napoleonowi, w kółku rodzinnem, wśród którego on, najstarszy, liczył niewiele więcej nad lat trzydzieści, a był już panem Francyi.