Strona:J. Servieres - Orle skrzydła.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bohater! — szepnął do siebie generał Kleber — żołnierze poszliby za nim w ogień.
I poszli w istocie; nad wieczorem potęga turecka była złamaną. Egipt leżał obezwładniony u stóp Bonapartego.
Napoleon był zdumiony: mimo laurów, które zdobył, z Francyi nie otrzymywał żadnych wieści, ni podziękowań, ni rozporządzeń, co ma czynić dalej. Nie umiał sobie wytłómaczyć tego zapomnienia. Czyż nie umiano mu rozkazywać, czy może obawiano się jego potęgi i dlatego nie wzywano go do kraju? Różne czynił przypuszczenia.
Chcąc zająć gnuśniejące w bezczynności wojsko, postanowił wyruszyć do Syryi, lecz tej prowincyi strzegła zaraza. Ta straszna plaga dała się odczuć wielce Francuzom. Uszczuplała ona szeregi Bonapartego, rad nie rad, musiał wrócić do Kairu, ale zaraza szła za nim.
Napoleon postanowił „wówczas, nie czekając wezwania, powrócić do Francyi, doszły go bowiem wieści, że Anglicy, dowiedziawszy się, iż ma zamiar odpłynąć do Europy, czatują na niego na morzu, postanowił przeto cichaczem się wymknąć. Na pełnem morzu czekać miały na niego i jego orszak dwa statki francuskie, pod godłami, „Łabędź” i „Floreal”. Pierwszy miał zabrać generała z jego zaufanymi, drugi jego świtę; w porcie kołysały się łodzie, oczekujące na nich. Jerzy wraz z Piotrem mieli wsiąść na „Łabędzia”, a z nimi Miara.
Było to 22 sierpnia 1799 roku. Noc zapadła pogodna i jasna; gromadka jeźdźców, wyjechawszy