Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
265
1 WRZEŚNIA.

porządnemi murowanemi budowlami i starém zamczyskiem. Widok od starego smętarza na Zamek (to jest wały) oblany wodą i okolice piękny wcale. W szyneczku na naszéj drodze (była to Niedziela) grała muzyka obertasa jakiegoś, a cztéry pary, żwawych, krasnych, postrojonych dziewcząt i chłopaków, wywijali się z zapałem. Jakże im mało potrzeba, na zapomnienie takiego spodlenia i nędzy! Patrząc na ich wesołość, brzydka zazdrość chwyciła mnie za serce. Na naszym świecie taniec jest smutnym najczęściéj ze łzami w oczach, popisem; przechadzką po sali, w któréj wszystko znajdziesz, krom wesołości i życia. Tu, jedna świeczka łojowa, izba nizka, rzępiciel, cymbały, a taka ochota, taki od serca taniec! Gdybyście widzieli, z jakim szałem nosili się tańcerze z biało ubranemi dziewczęty, i po ciasnéj szyneczku izdebce! Jak nie miałem in zazdroscić! —
6 Września. Ze wschodzącém słońcem, byłem już na starym smętarzu, dla wyrysowania, a przynajmniéj zanotowania w Album, widoku na Zameczek Niemirowski. Pod mo-