Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.III.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
206
5 SIERPNIA.

jeszcze tak nie dawno Pasza jakiś patrzał zadumany, na pustą przystań i milczące wody morza?
Po południu tego dnia uprojektowano przejażdżkę morską, z muzyką, w liczném towarzystwie. Od rana dészcz padał, wyjaśniło się jednak, jakby przez grzeczność, żeby jeśli nie (wedle pierwiastkowego projektu) do Chutoru Renaud, wyjechać przynajmniej w port. Trzynaście było najętych łódek, ale ośm ledwie pełnych. O szóstéj wypłynęliśmy na morze, słońce jaskrawo zachodziło nad peresypem, nad niém i na całém południu, wisiała czarna groźna chmura. Łódki posuwały się przy dźwięku muzyki, a oczy wszystkich zwrócone były na czarowny widok bulwaru, gmachów miasta i olbrzymich wschodów, które ztąd się wydają, jak dziesięć wielkich stopni tylko. — Prześlicznie! ale o ileż milejby tak płynąć samemu, lub tylko we dwoje, nie patrząc na nieuchronne śmieszności ludzkie, które rozsiadły się tu, jak wszędzie, na otaczających nas łódkach. — Rozumie się, że na naszéj łódce ich nie było.