Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
170
7. LIPCA

pyłów kręcą się i swawolą po drodze, to ulatują na step i na nim rozkładają się powoli, daleko. Oczy i usta i piersi, pełne pyłu, puszczam jednak wzrok, aby co prędzéj ujrzeć Odessę, i w dali za mgłami, coś mi majaczeje jak wieże, jak krzyże, jak piętrzące się dachy.
To ona! witaj stary niegdyś przez Greków kolonizowany i opływany brzegu, brzegu przemyślnym znany Genueńczykom i Wenetom, przez Olgerdów i Witoldów, zawojowany niegdyś, przez ich następców marnie stracony, na którego stepie pasły się długie lata, tatarskie trzody koni, owiec i dromaderów, gdzie długo nie było życia, nie rozlegał się inny odgłos, nad Ałłach Nogajców i Turków, nad krzyk bojowy Jedyssańców i skrzypienie arb tatarskich — Witaj mi dawne Jazłowieckich dziedzictwo, ziemio, dziś do całego kraju, nie do jednego należąca już rodu, całym prowincjom dająca ruch, życie, handel, pieniądze. Witaj mi ziemio deptana przez Sarmatów, Scytów, Getów, Daków, Greków, Tatarów, Genueńczyków, Polaków, Turków, Szwedów, Ros-