Strona:J. I. Kraszewski - Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku T.I.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
99
4. LIPCA

drwiąc i dziwując się jakiemuś tańcowi, który zarywał na obertasa, poczynając się od powolnéj podrygiwanéj przechadzki w kółko, a kończąc skocznym walcem.
W tym tłumie po większéj części młodym, ledwie kilka pięknych twarzy widziałem, a i to pięknych tylko: świéżością i młodością, reszta poopalana na czarno, brzydkie jak szatany, a wszystkie popodpasywane tak nizko i wązko opięte ciasną spodnicą, że się musiały koniecznie, jeszcze niezgrabniéj wydawać. Chłopaki za to w czystych sutych nowych switach, w wysokich baranich czapkach, pięknie od kobiét odbijali. Starszych także twarze brodate, siwo lub czarno zarosłe, mogły charakterem służyć za studja Malarzowi, do poważnych postaci naszéj przeszłości.
Wielce rozmowna gospodyni karczmy, w któréj popasaliśmy, widząc staranie, z jakiém chodzono koło chorego pieska Ciotki, opowiedziała nam zabawną anegdotę o X. de Nassau. Wybrał się on był za granicę z całym swym dworem i ulubioną suczyną — ale nie daleko od domu, suczka się oszczeniła i Xiąże wchodząc w jéj położenie i nie-