się wzajemnie wychwalając, narobiwszy dużo hałasu za życia, legli przykryci kamieniem zapomnienia — gorzéj, bo prawie wzgardy. Była to jednak świetna chwila dla literatury — posłuchajcie tylko niedawnych jeszcze dziejopisów, jak ją porównywają z wiekiem Ludwika XIV i Augusta Rzymskiego! Zewsząd, ukazywały się jenjusze, talenta — poeci, historycy, wyrastali bujno pod promieniami królewskiéj protekcij — sypały się dzieła za dziełami, pieśni za pieśniami! Niestety! jakże to wszystko prędko zniszczało i cenę straciło. Jakże rokowana im nieśmiertelność, krótką była. Literatura Stanisławowskiéj plejady, umarła prawie ze Stanisłasławowską epoką, z Stanisława fortuną i dworem, bo ona nie dla kraju (po największéj części) nie dla ogółu, stworzoną została. Wyrosłszy pod dostojném okiem panującego, zgasła, gdy mu pochwał śpiéwać nie mogła. Wszystko co z téj epoki do nas doszło, co jeszcze dziś ma cenę, najmniéj wypłynęło z natchnienia protektora, najmniéj pochlebiało czasowym okolicznościom. Te tylko utwory, znane są jeszcze i zostaną w historij literatury, które szczęśliwym trafem wyłamały się z pod zbyt absolutnego wpływu ducha czasu. Karpiński co najmniéj śpiéwał gwoli dworowi, dworakom
Strona:J. I. Kraszewski - Nowe studja literackie T.II.djvu/134
Wygląd