Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

porozumieć. Jeżeli posłuszeństwo takie ani razu nie szarpnęło wędzidła — białogłowa uważaną była w połowie za świętą. Jakie ona przechodziła walki wewnętrzne, jak tam posłuszeństwo to wyglądało w sercu, oto się nikt nie pytał. I musiało to się z większą przynajmniej, jak dziś, prostotą odbywać. Córka w domu możnym i wziętym była skarbem; lecz często skarbem, którego trudno pilnować, a trudniej się pozbyć. Ostro oznaczone szranki, rozgraniczające strony, trudno się dały przeskakiwać. Majątek zaś, herby, przodkowie nie zawsze w jednym znajdowały się rodzie. Duma i pieniądze często w małżeństwach szukały połączenia, częściej, tak, jak i teraz stawały się straszliwą dla miłości skałą.
Stary baron Wardstein, znakomitej familii, jedną miał córkę, ale majątek jego zbyt był szczupłym, aby świetność chylącego się domu był w stanie utrzymać, tem mniej wesprzeć i ożywić. Z żalem patrzał na poszczerbione blanki, których odnowić nie miał sposobu; z żalem patrzał na bujne chwasty, czepiające się po basztach i wtedy, z jedyną nadzieją spoglądał na swą córkę, bujno rozkwitającą, z nadzieją wydania jej bogato za mąż. Z dziedziną barona graniczył hrabia Reudlin; nie wyrównywał mu wprawdzie dawnością i powagą domu, lecz przewyższał go znakomitym majątkiem. Jedynak, syn hrabiego, mocno się zajął zapał młodego Reudlina, pewnego w nim u-