Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.
Złoty bocian.
„Weź, pasterzu, ten puhar Meońskiego wina,
„Poświęć Oceanowi! niech w karnej ofierze.
„Ten potężny wód ojciec naszą część odbierze.
Georgiki Virgiliusza.

Na rynku Bazylei, naprzeciw ratusza, stała duża kamienica z przyźbą na słupach murowanych; o ile poważna i ponura z wierzchu o tyle hałaśna i wesoła wewnątrz: biesiadne okrzyki cały dzień do późnej nocy ją ożywiały. Nad wchodowemi drzwiami wisiał zielony wieniec z wplecionym przez środek słomianym krzyżem, co służyło na znak, iż tam wszelkich trunków dostać można. Oprócz tego na wielkiej błękitnej tarczy wyrobiony z drzewa, pozłacany bocian i podobnemiż literami długi podpis, zapraszały podróżnych do gospody, jednej z największych i najporządniejszych w całem mieście. Podobne karczmy wspólnie dla rozmaitego stanu ludzi urządzone, w owych czasach zastępowały razem kawiarnie, czytelnie, cukiernie, restauracye, resursa i tym podobne cywilizowańszych wieków zakłady; jedynych rywalów posiadały w sklepach golibrodów, których łaźnie i warsztaty były także miejscami schadzek i ogniskami nowin.
W pierwszej długiej i nie bardzo jasnej sklepionej sali pod złotym bocianem, stały doko-