Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w innym żyje świecie, i wtedy trwoga mnie przejmowała. On wszystko wiedział; nim usta otworzyłam, już myśl moją zgadywał. Domyślałam się z boleścią, iż nawet ukrywa przede mną, że mu najskrytsze moje myśli nie są tajemnemi. I ja wobec jego, jak wobec mojego ducha-dręczyciela, ukrywałam łzy uśmiechu; nie chciałam jemu przykrości robić; a bałam się, aby którakolwiek myśl moja nie obrażała go, i starałam się myśli odganiać; — chociaż wiedziałam, iż to na nic nie posłuży. On spostrzegł te męki i zaczął mnie często unikać i zostawiać samotną.
A wtedy twój obraz przychodził mi do pamięci; lubiłam marzyć o tobie, bo od czasu, jak pierwszy raz cię zobaczyłam, kochałam cię, jak brata. Po matce mojej, zawsze pierwsze twoje nazwisko mimowolnie w modlitwach moich wspominałam. I ja nie wiem dlaczego to, nawet później, wyrzucałam sobie, że ciebie więcej kocham sercem, niż męża, i wspomnienie twoje chciałam odgadnąć, ale napróżno. Wiesz, że oczy można zamknąć, aby nie widziały, oddech wstrzymać, ale któż potrafi bicie serca zwolnić, albo przyśpieszyć? kochać kogo prawdziwie jest to tak łagodne, pełne poświęcenia uczucie, iż niepodobna, aby kiedykolwiek było grzechem.
W czasie tych moich walk z twoim obrazem, spostrzegłam, iż mąż mój czy się wyrzeka swej nauki, czy niespodzianie utraca swą