Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wschodzi; jedną tylko chwilę jasno świeci, bo wkrótce słońce gasi jej promienie.
— Rozumiałam — dodała Arminia — że ich światło łączy się razem; że wspólne w jednej konstelacyi, dwie najpiękniejsze opiekunki ludzkich władz są siostrami.
— Tak! jeżeli dzień z nocą są dziećmi jednej matki, to i miłość z mądrością są rodzeństwem.
— Czyliżby nigdy razem nie miały się łączyć?
— Tylko w Bogu wspólne ich źródło; człowiek jedną wybierać musi, jeśli czystą chce posiąść. Gdy od kolebki goni za uczuciami, wtedy nie pojmuje mądrości; a gdy dalej tę wyższą ściga, już przy południu życia uschnie w jego sercu wątły kwiat miłości, choć do zmroku ledwo krok jeden w niezmierzonej nauce postąpił...
— Więc na cóż żyć tak niepewno — odrzekła Arminia — na co wahać się ciągle między dwoma biegunami? Takiego życia nie mógł nam Stwórca przeznaczyć.
— A choćby i nie przeznaczył, — dodał po chwili Sędziwój — czy wierzysz, że jest sposób odgadnienia własnego przeznaczenia? Jak te gwiazdy, rozdzielone miryadami innych słońc, nie spotykają swych promieni ze sobą, tak znajdź ludzi, aby dwie krople wśród oceanu spłynęły się razem. Przecież takie było