Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Kosmopolita odwrócił się ku swojej żonie, i rzekł:
— Ty wiesz, ukochana, że bogactwa nie są szczęściem; tych, którzy je za cel swego żywota kładą, zrzucają z tronu wysokiej godności człowieka, zamieniając je na zwierzęta.
Pamiętaj, Arminie, nie kupuj uczuć, bo prawdziwe uczucia są bez ceny. Doświadczaj i walcz, a chociaż tu nieszczęśliwa, tam uzyskasz palmę!
— Ty zaś słaby i niewierny uczniu mój, — rzekł do Sędziwoja, pokazując mu na ręku blizny po torturach zostawione, — patrz, czy przyszłoby do tego, gdybym kiedykolwiek miał wyjawić tajemnicę.
Oczyść duszę z rdzy egoizmu, w jednem prawdziwem uczuciu, a zrozumiesz rozkosz poświęcenia się dla drugich...
Ja zostawiam ci skarb, a to będzie wspomnienie zgonu mojego; wspomnienie to uwolni cię od prześladowcy-wroga...
Na to imię drżenie przebiegło ciało Sędziwoja; umierający wziął znowu za ręce swoją żonę i ucznia i wpatrywał im się w oczy. A wtedy czuł, jakby po promieniach z jego źrenic idących, jakiś błogi pokój po jego duszy się rozlewał; obce myśli i czucia, jakaś nowa siła i życie w niego wstępowały; i choć nie bez trwogi, magnetyczny, rozkoszny, czuł pociąg do tego wzroku. Lecz wtem słońce tylko co weszło, gęste chmury okryły, zaciemniło się