stają mi się jasnemi i widocznemi“.
Słowa Schillera przy zgonie.
W jednej z ulic krakowskich, wzniesionych na wysokim brzegu nad Wisłą, w niewielkim domu, równie jak całe miasto pogrążonym w nocnej ciszy, znajdował się Kosmopolita pod wystawą na ławie drewnianej, oparty o ścianę.
Wyniesiony nad szmer i zabiegi otaczających go spraw ludzi, niepostrzeżony punkt śród czasu, marzył samotny mędrzec, którego promienista młodość niezmienną swoją świeżością była symbolem spokojnego, odwiecznego ideału. Wszystko, co umysł i odwaga mogą nastręczyć, napróżno wyzywał, aby oderwać jedno życie od poziomego istnienia i wznieść je do siebie.
I oto szukał raz jeszcze pomocy i rady u tych tajemnych istot, pośredników między niebem a ziemią, które już nie obcowały z jego umysłem, od czasu, jak poddał się zwyczajnym pracom ciążącym na ludzkości.
Lecz zwolna w sercu jego budziły się ob-