Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najgłębszą wzgardę. Bodenstein uważał, iż unika dotknięcia się każdego przedmiotu, który on miał w ręku. A i on nie mógł ukryć niezgrabnego wahania się między zemstą, a obudzonemi żądzami ku Arminii.
Zwlekał tylko, czekając, co się stanie z Kosmopolitą; chociaż pewnym był, iż uwolnionym nie będzie, to wspomnienie Sędziwoja tajemnym go strachem napełniło.
Sędziwój przed wieczorem tej samej nocy, w której miał spełnić długo tajone zamiary, najął w odległej uliczce, blizko bramy miasta, mały, niepozorny domek. Przygotował wszystko do podróży, i kiedy Bodenstein bawił się przy wybornem winie, Arminia, przebrana, przeprowadzoną została do nowego mieszkania. Sam Sędziwój udał się do więzienia Kosmopolity, aby go także wyzwolić i ucieczką ratować. Janowi zaś polecił czuwanie nad opuszczoną.
Kosmopolita przed uwięzieniem swojem, ukrył pod jednym z kamieni korytarza swojego mieszkania niewielką szkatułkę; w ostatnim przypadku mówił Arminii: w szkatułce tej znajdzie dalsze sposoby ratowania się. Jan miał szkatułkę przenieść do nowego mieszkania, Arminia pozostała sama.
Uliczka, na której był domek, odludna, rzadko jaki przechodzień nią się sunął. Za każdym razem odgłos stąpania po bruku wśród ciszy wzmacniał bicie jej serca i w ciągłej