Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
X.
Grób.
„Słońce się obróci w ciemności a księżyc w krew przedtym, nim przyjdzie dzień pański wielki i jawny“.
Dzieje Apostol. Ś. Łukasza R. 2 w. 20.

Nieszpory się skończyły; garstka wiernych opuszczała podwoje kościoła Panny Maryi, brzask wieczorny zaledwo już z wysokich okien oświecał posadzkę. Kiedy wszyscy wychodzili, Sędziwój wszedł do świątyni. Służący, starzec kościelny, gasił światła i powoli opóźnione stare kobiety, mrucząc ostatnie pacierze i żegnając się, chwiejącym krokiem oddalały się. Na środku kościoła wzniesiony był katafalk, okryty czarnem suknem, na którem błyszczał srebrem wyszyty krzyż. Dokoła migały lampy mdłem światłem. Młodzieniec ukrył się przy ołtarzu pomiędzy kamiennymi posągami grobów i usiadł na stopniu. Czas wlókł się powoli, on rachował minuty, jakby dla niego się przedłużały. Wreszcie skrzypienie wielkich drzwi na zardzewiałych zawiasach i obrót klucza w potężnym zamku, zapadanie ryglów, które zakrystyan zamykał, wstrząsnęło go, jakby na wieczność od świata się oddzielał. Lecz w kościele rozpoczynało się nowe nabożeństwo. Leżący zmarły był księdzem. Zapalono w głowach trumny dwie