Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieko trumny, którego kształt podłużny wątpić nie dozwalał o znaczeniu.
— No cóż! — zawołał Wiła — wielka rzecz, zgniła deska dębowa, to się i w kopcach znajdować mogło, różne były obyczaje przy oznaczaniu granic.
Nikt na tę apostrofę nie odpowiedział i sam Wiła umilkł nagle, gdy końcem rydla nieostrożnie podważone proste wieko przegniłej trumny, usuwając się na bok, widokiem niespodziewanym przeraziło wszystkich.
Trumna obnażona, była jednym klocem starego dębu, wyżłobionym ręką ludzką na kształt koryta, wylanego grubo smołą. W niej pokryte wiekiem z jednej grubej deski spoczywały zwłoki jakieś, dziwnie cało dochowane pod suchym piaskiem w smole i drzewie opiekuńczym.
W jednym końcu leżała jakby odcięta głowa, obciągnięta jeszcze gdzieniegdzie przyschłą czarną skórą, pokryta czapką z galonkiem poczerniałym, śmierć nadała, jej wyraz szyderski i straszny Czarne oczów otchłanie, białych zębów dwa rzędy i policzki zapadłe, pościągane, zmarszczone zdawały się śmiać z żywych, miotając ku nim groźbę z za świata. Hawnul, który stał w nogach, wprost pierwszy spojrzeć musiał na dobytego nieboszczyka i mimo że po sobie tego nie pokazał, pobladł z przerażenia, które starał się pokryć uśmiechem niezręcznym. Wiła zaciął wargi i spuścił oczy.
Oprócz tej poczwarnej trupiej głowy widać było w dębowej owej skrzyni i inne reszty słusznego wzrostu znać i ogromnej postawy mężczyzny, na nogach resztki butów czerwonych, wkoło pasa jakieś mosiężne łańcuszki,