Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zobaczymy — odparł Turzon — nie mów hoc kolego, aż przeskoczysz.
I znowu nastąpiło milczenie długie, a pot lał się z czoła pracujących, którzy zbyć się chcąc nienawistnej roboty, z gorączkowym pośpiechem odrzucali coraz nowe warstwy ziemi.
Już byli wkopali się w głąb, pośrodku mogiły, brzegów nieco zaniedbując, i przytomni z wlepionym okiem poglądali w dół, który rydle coraz dalej dobywały, gdy jeden z włościan krzyknął, rzucił rydel i odskoczył.
Bihme![1] — zawołał, rydel uderzył w coś twardego.
— Kamień — rzekł pośpiesznie Wiła.
— Kopać dalej! — odezwał się Szumczykiewicz — a ostrożnie.
— Trumna! truma! — krzyknął chłop drugi.
— To być nie może! — zawrzał Hawnul... — to być nie może!

Zrobiło się chwilowe zamieszanie i byliby może chłopi pouciekali znowu, gdyby ich starszyzna nie ostąpiła i podsędek dalej kopać nie przykazał. Z ostrożnością więc szła dalej robota, a kiedy niekiedy stuknięcie rydlów o coś twardego obiecywało prędkie przekonanie o charakterze usypu i tym co w sobie zawierał. Zaczęto odrzucać glinę po troszę, zaczerniał spód i powoli z łona piasku i brył zsiadłych poczęło się ukazywać ciemne jakby

  1. Wykrzyknik ruski, odpow. polskiemu „Na Boga“.