Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mogiła już się była w ziemię zapadła, nie bardzo była znaczna, jak zaczął przedumywać, tak se zmyślił rozorać i rozkopać.
Starzy ludzie we wsi mówili mu, taki nie ruszaj i nie ruszaj, lepiej mniej a bezpieczniej. Ale garncarz nie słuchał, wyszedł z pługiem i choć twarda była skiba, bo ziemia nie ruszana od wieków, całkiem ją porznął. W biały dzień wszyscy na to patrzali i dziwowali się... Poszedł potem z rydlem i do reszty rozrzucił, ale choć śmiał się i ochoty sobie dodawał, widać, że i jemu samemu było markotno, gdy się dobrał do kości i potłuczonych garnków, które leżały na spodzie. Nie dalej jak nazajutrz jak się pocznie bieda walić, zachorowała żona, pokładły się dzieci, pomorek na bydło, grad na polu... Dopiero nieborak się opatrzył, że licha nawarzył. Dawaj na nabożeństwo, na ubogich, ale nic nie pomogło, chata zniszczała ze wszystkim i pole porosło brzeziną, bo go się dziś nikt nie tknie, żeby mu go darowano. To chcecie, żebyście sobie naprowadzili biedy, rozkopując Czerczą mogiłę, na całą wieś, na dusze nasze, na chudobę i na dzieci! Dajcie pokój.
— Wyście rozumni ludzie — odpowiedział Żużel częstując gospodarza — wam nie trzeba tak długo tłumaczyć, że to co innego, a to co innego wcale. Garncarz zrobił przez chciwość i pan Bóg go pokarał, a wy zrobicie przez posłuszeństwo, żeby sobie pana nie narazić. A jakby i było złe, to przecie nie na was niewinnych ono spadnie, ale na tego, kto dysponował. Toć i mnie dusza miła,