Strona:J.I.Kraszewski - Czercza mogiła.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu już w pierwszej izbie na katafalku spoczywało ostawione świecami ciało nieboszczki, przy nim siedziały kilka bab i diaczek odśpiewujący modlitwy, a w nogach tapczanu leżał krzyżem Hawnul, ze związanemi grubym sznurem rękami, sam się bowiem sługom swoim skrępować kazał na znak winy i pokuty.
Przybyli poklękli, pomodlili się u ciała, ale zaledwie wieczny odpoczynek odmówić potrafili, Hawnul, który ze szmeru i ruchu przybycia ich się domyślił, zerwał się na nogi i głosem wykrzyknął:
— Oto mnie macie! jestem zabójca Stefana Wilczury! Sam wydaję się w ręce wasze, Bóg dotknął twarde grzeszne serce moje, bierzcie i karzcie mnie, abym duszę ocalił. Śmierci proszę, śmierci żądam chrześcijańskiej! Nie folgujcie mi i weźcie nienawistne życie.
Najzajadlejszych nieprzyjaciół tak przeniknął ten głos dochodzący ich od katafalku, że już nie mieli serca więcej się znęcać nad nieszczęśliwym; umilkli, czując się wzruszeni litością.
— Tak! — dodał Hawnul przerywając uroczyste milczenie. — Jam zabójca Wilczury, zabójca żony i dziecięcia, jam występny, jam zbrodzień, bierzcie mnie i wydajcie katowi jakom zasłużył, drżyjcie pasy ze mnie, utnijcie głowę toporem. O jedną tylko proszę łaskę choć i tej nie jestem godzien. Niech związany i skuty jak zbrodniarz pójdę jeszcze to drogie i niewinne ciało odprowadzić na miejsce wiecznego spoczynku.
Nikt się do niego nie odezwał. Po chwili pachołkowie sądowi ujęli dobrowolnie się im zdającego winowajcę.