gospodarz — no to dowiedz-że się, że mi żona leży w boleściach, że co chwila czekam wyroku jej życia lub śmierci i życia lub śmierci drugiej istoty, które od niej zawisło...
To mówiąc nachmurzył się Hawnul, spuścił głowę, a jakkolwiek Turzon do litości usposobionym nie był, zacofał się słysząc te słowa, ujął za czapkę spod pachy i zabierał się do wyjścia. Zapomniał kogo miał przed sobą, widział tylko człowieka, który bolał nie swojem cierpieniem; to go wzruszyło do głębi.
Hawnul nie dając mu odejść, pochwycił go za rękę silnie i odezwał się głosem coraz podnoszącym groźniej:
— Zostań waćpan i mów, nie chcę byście mnie może w sroższej niż ta godzinie znachodzili, gdy los do reszty odejmie przytomność, mów waćpan, z czem przychodzisz?
Turzon tem schwyceniem za rękę i waćpanem uczuł się obrażony, wyrwał się, stanął i rzekł pokręcając wąsa:
— Idzie tu o sprawę kryminalną, o śmierć Stefana Wilczury...
— Cóż ja z nią i z nim mam wspólnego? — uśmiechając się zapytał Hawnul.
Wszystkie podejrzenia skierowały się na poddanych waćpana — podchwycił Turzon — nikt inny uczynić tego nie mógł; is fecit cui prodest[1]. Przybywam w imieniu przyjaciół, rodziny, prosić waćpana, a w potrzebie i sądownie go pozwać, abyś wspólnie z nami działał i starał
- ↑ Ten zrobił, komu to służy (komu to dogadza).