Strona:Józef Wilhelm Rappaport - Nowe monologi.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tysięcy dolarów, to nie po to, aby się w ogóle nie miało palić. Prędzej czy później taki dom spalić się musi, bo to jest jego przeznaczenie.
A teraz co do zarzutu kradzieży. Pozwoli świetny Trybunał, że się na głos roześmieję. (parska sztucznym, udanym śmiechem) Kradzież! (śmiech) Nie, ja skonam ze śmiechu! Proszę świetnego Trybunału! Ja znam osobiście złodziei, wobec których mój klient, może być uważany za tak uczciwego człowieka, jak sam pan prokurator. Ja znam takich złodziei, że jak się popatrzą na czyjś zegarek, to zaraz na zegarku brakuje kilka minut do każdej godziny. To są złodzieje — a nie mój klient! Panna Leokadia Flircińska, koronny świadek w oskarżeniu mego klienta o kradzież, jest dziewicą w niebezpiecznym wieku i nie może być traktowana na serio! (z ożywieniem) Jak to, prześwietny Trybunale? Świadek, panna Leokadia zeznaje, że jechała z moim klientem całą noc w przedziale pociągu osobowego III klasy i że torebkę z pieniądzmi miała ukrytą za gorsem koszuli. Twierdzi, że wprawdzie czuła, jak oskarżony coś manipulował koło torebki, ale nie czuła, kiedy ta torebka znikła z za gorsu. To jest absurd, prześwietny Trybunale! Proszę zapytać którejkolwiek kobiety, która ma koszulę (poprawia się) pardon! chciałem powiedzieć gors, a raczej torebkę z pieniędzmi za gorsem koszuli, czy nie odczuje tego, że jakaś ręka się tam błąka. Pytam się prześwietnego Trybunału: (retorycznie) po co się błąka ręka mężczyzny za gorsem koszuli u kobiety?... Czy szuka się tam czegoś innego, jak uczucia?... Czy pan przewodniczący szukał kiedyś za gorsem kobiety za torebką z pieniędzmi? Nigdy i jeszcze raz nigdy! Sama panna Leokadia Flircińska zeznała wreszcie, że myślała, iż mój klient błąka się ze swoją ręką w poważnych zamiarach, a nie w celu kradzieży. Kto zna mego klienta,