Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
87
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

do salonu z podnieconemi, ale nie tragicznemi wcale minami. Ci, co nas widzieli przed chwilą, mogli sądzić, że rozprawa zakończyła się zgodą.
I rzeczywiście stanęła zgoda. Słowa nie wymówiwszy o wewnętrznym powodzie naszej nienawiści, porozumieliśmy się wybornie. A więc słyszał ów epitet, którym go poczęstowałem na balu u Falkiewiczów. Nie podniósł go, zapewne przez wzgląd na swoją kuzynkę, może za jej rozkazem. Dzisiaj zdawał się też wiedzieć doskonale, o co mi chodzi: nie był nawet zdziwiony. Takie to wszystko piekielnie jasne!
Chodzi mi przedewszystkiem o tajemnicę, bo sprawa głośna mogła-by skrompromitować Ce-