Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
81
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

całuje i płacze... a włosy jej rozrzucone pokrywają twarz jej i kochauka, i plączą się w uściskach...
Uciekłem. Siadłem potem we wlokącą się, spóźnioną dorożkę, jeździłem gdzieś aż za miasto, wróciłem do domu i nie ochłonąłem wcale. Wirują mi w głowie straszne te obrazy i układają się w fatalnie logiczny szereg. A choćby cudem jakim posądzenie moje nie zupełnie było prawdziwe, to, co wiem i widziałem, wystarcza. Jam już teraz niezdolny do optymizmu, do wygodnego tłómaczenia sobie tej tragicznej zagadki. Na drodze mego szczęścia i pragnienia stoi ten człowiek.