Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
70
JÓZEF WEYSSENHOFF

(dba o tę oryginalność, co mu się wielce chwali) i poszedł.
Wróciliśmy do rozmowy, ale już w innem usposobieniu. Celina musiała się przebrać na obiad; doszliśmy więc pośpiesznie do wyników naszej dyskusyi. Ona nie może powiedzieć Alfredowi, żeby jej unikał, bo było-by śmiesznem brać go tak na seryo; on sam się spostrzeże, już nawet może spostrzegł za wiele... Ja nie nalegałem, chciałem zrobić pewne zastrzeżenia, ale było późno, Celina śmiała się tak wesoło, po dawnemu — i tak ładnie rozstaliśmy się. Wszystko niby się załagodziło, wszystko dobrze...
Ale gdzie tam! wszystko źle. W nocy doszedłem do tego smutnego przekonania. Bo jakież wy-