Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
37
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

lubi, kiedy w nią wstąpi ten chochlik światowy.
Rozmowa przed balem:
— Będę dziś tańczyła do upadłego. A pan?
— Tyle, co i pani.
— Ale przecież nie możemy ciągle razem... Co pan woli, mazura, czy kotyliona?
— Prawda, nie możemy wszystkiego razem tańczyć... więc daj mi pani kotyliona... Nie — wolę mazura, bo trwa dłużej.
— Dobrze; to dam kotyliona Alfredowi; on tak wybornie tańczy walca, lepiej, niż wszyscy...
— Ach, znowu Alfredowi...
— Jak to: znowu?
Wymknęło mi się to słówko. Zacząłem niezgrabnie tłómaczyć się: