Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
178
JÓZEF WEYSSENHOFF

Że coś podobnego śniło się w jej rozczulonych oczach, których pamiątkę poniosę z sobą na zawsze, to prawie pewna.
Alem ja już był nadspodziewanie trzeźwy.
Co? powywracane formułki światowe odstawić na miejsce i pośród tych chińskich parawanów zalecać się dalej do Celiny? Zaczynać znowu walkę z tym najdroższym, bezwiednie okrutnym nieprzyjacielem? Nie. Czego się zresztą mogę spodziewać? Serca nasze nie zrównają się nigdy.
Takie myśli jasno i prędko przesnuły mi się po głowie — i postanowienie przyszło. Zerwałem się z miejsca i, ścisnąwszy mocno Celinę za obie ręce, uciekłem.
Kiedy już konie okrążyły tra-