Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
144
JÓZEF WEYSSENHOFF

jaźń po szczerej, przedśmiertnej rozmowie... Dam na to słowo honoru.
I cóż z tego? W oczy mi fałszu nikt nie zada, bo strzelam zbyt dobrze (bodajbym nigdy nie miał pistoletu w ręku!), ale jakiś pan przy kominku, jakaś kumoszka opowie, że dałem słowo tylko dla osłonienia Celiny, ucieszy się z tego zawikłania w romansie i snuć go będzie dalej moim kosztem, jej kosztem...
To nie do wytrzymania! Wracam jutro do kraju. Niech się dzieje, co chce.

Warszawa, dnia 15-go kwietnia.

Wiele bardzo zwątpień i nadziei przeżyłem wyobraźnią pod-