Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
135
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

o jakąkolwiek odpowiedź. Ale może jeszcze za natarczywe są, zanadto chcące?
Napiszę znowu, żeby jej dać poznać, co się dzieje w człowieku, który całą swą starganą nieszczęściem duszę umieścił w oczekiwaniu jednego słowa.

Dnia 10-go kwietnia.

Gdy przyjdzie lato, te noce będą krótsze. Kładę się jak najpóźniej, wstaję jak najwcześniej, aby uniknąć samotnej ciszy. Zasnę — to sny mnie dręczą.
Nie straszy mnie nawet zmora mojej zbrodni: cień Alfreda ukazuje mi się często piękny, przebaczający. Ale Celinę widzę raz gniewną, to znów skarżącą się