Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
119
ZARĘCZYNY JANA BEŁZKIEGO

Pierwszy raz, odkąd cierpię, łzy nagłe puściły mi się z oczu, łzy prawie kojące. Usiadłem na brzegu łóżka i płakałem wobec tych mężczyzn, wobec tego, który rósł mi teraz na bohatera i męczennika.
— Jakto? więc?...

Przerwałem, nie mając już serca prosić umierającego o szczegóły; ale on się domyślił i w przerwach boleści ciągnął dalej:
— Nie wiedziałem, żeś taki. Nie był-bym ciągle przebywał w towarzystwie Celiny... ale ja ją tak lubię od dziecinnych czasów — a ona mnie — i bawiliśmy się zawsze razem... Usłyszałem, coś powiedział przy kolacyi na balu, nie chciałem podnieść tej zniewagi. Celina cię kocha.