Strona:Józef Weyssenhoff - Zaręczyny Jana Bełzkiego.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
112
JÓZEF WEYSSENHOFF

Wyznam — ten jego wdzięk i piękność wydały mi się tryumfem nade mną.
Nie słyszałem nawet przemowy arbitra, — a musiał przecież mówić, — na zgrabny ukłon Alfreda odpowiedziałem targnięciem kapelusza i, nie spuszczając oczu z przeciwnika, wyciągnąłem rękę po pistolet.
Nie mogę sobie dziś już zdać sprawy, w jakiem następstwie migały mi poczucia i myśli; wiem dokładnie, że przypomniałem sobie postanowienie celowania w nogi... ale w jakiej chwili? Jakby kilka dalekich głosów słyszałem naraz w głowie, a mógł tam być i głos sumienia, i zemsty, i własnej obrony, nawet strachu... Komenda: