Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
125
ZA BŁĘKITAMI

czole i po kamizelce. Spojrzał potem w ogród jeszcze posępniejszy, bo zaszło słońce i cień rozkładał się bez wdzięku, bez powietrza, na szare, niewyraźne masy i przestrzenie.
— Dobra, że napisała sama — rzekł.
Tej nocy miał gorączkę i przez następny dzień nie wychodził z domu. Znowu w nocy snuły mu się po głowie ciężkie mary, lecz nad ranem zasnął spokojniej i obudził się raźniejszy, widząc przez szparę okienicy, że słońce świeci na dworze. Okszyc, jak wszyscy ludzie nerwowi, był bardzo wrażliwy na pogodę.
Napisał list do Wareckiego, zapraszając go do Bernatowic, bo