Strona:Józef Weyssenhoff - Za błękitami.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
105
ZA BŁĘKITAMI

serce — rzekł Warecki poważnie — sam Okszyc to mówi.
— Czy on tak mówi? — zapytała ciekawie Halka.
— To jest... on tak mówi, a ja czuję. Panno Halino! ja nie jestem mocno uczony, ani bogaty, ale czuję szczerze i głęboko.
Dziewczyna przesunęła po nim wzrok swój głaszczący, jak dotknięcie. Wareckiemu brwi ściągnęło gwałtowne, dziecinne postanowienie. Ujął Halkę za rękę i rzekł:
— Panno Halino, niech się dzieje, co chce, muszę pani powiedzieć...
— Panie! tu kościół! — rzekła Marliczówna przestraszona, cofając rękę.
Poszła prędko przed środek wielkiego ołtarza i uklękła, zasła-