Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   48   —

niema już własności osobistej?? Po tej drodze, dobrodzieje moi, zajdziemy daleko. Pola zalegną odłogiem, fabryki staną, a kapitały ukryją się tak, że ich dyabeł nie odszuka, bo Żyd je schowa. I głodno będzie na świecie. Proletaryatu namnoży się co niemiara. Ja sam wstąpię wtedy do proletaryatu i będę się dopominał o swoją porcyę, tylko od kogo? — Na nic ta robota. Poświęćmy każdy, co kto tylko może dla dobra ogółu, sprowadźmy ulepszenie machiny rządowej, weźmy ją w swoje ręce, — to co innego. Ale teraz i potem idźmy razem do wspólnego celu, nie zaś je dni przeciwko drugim.
Po takim ciężkim namyśle pan Apolinary postanowił solennie zdemokratyzować się do ostatnich krańców, zredukować ad minimum swe instynkty burżuazyjne i zbliżyć się do partyi skrajnych w celu porozumienia i wspólnego działania. Gotów był poświęcić swe dziedziczne przywileje, swą inteligencyę, pracę, zdrowie... nawet trochę pieniędzy. Gotów był zstąpić do suteren, do cuchnących warsztatów, objeżdżać kraj konno, jak Piotr Pustelnik; przemawiać na tłumnych wiecach, na ulicy, narażać życie. Poszedłby natychmiast, gdyby tylko wiedział dokąd.
Dość było wyciągnąć rękę, aby natrafić na jakieś zadanie mniej więcej tytaniczne. Wszystko w kraju było do urządzenia, do zreorganizowania, do stworzenia. Ten i ów chwytał w ręce