Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   16   —

nem mieszkaniu, tymczasowo urządzonem na restauracyę, pełnem dymu i wyziewów taniej kuchni z przeważającą wonią cebuli.
— Paradnie tu nie jest, ale posilić się można — rzekł Demel i zwrócił się do służącej, młodej Żydówki:
— Jest co świeżego do jedzenia, towarzyszko?
— Wsistkie szwieże — ryba, pieczeń huzarske, majoneza...
Demel spojrzał pytająco na Budzisza.
— A dawajcie choćby wszystko po kolei. Będziemy próbowali — prawda? — A piwo jest?
— I piwo jest i wódka jest i chleb dżyszejszy jest.
— Ależ to ziemia obiecana!
Wyszukali sobie miejsce w mniejszym pokoiku, w którym nikt nie siedział. W paru innych kilkanaście osób jadło z szarego fajansu w kwiaty, na stołach nie pokrytych obrusami. Dla nowoprzybyłych, zapewne z powodu obiecującej powierzchowności pana Apolinarego, służąca przyniosła obrus, serwety i platerowany serwis do octu i Widocznie nawet w tem gnieździe socyalizmu równość i braterstwo podlegały wpływom cenzusu majątkowego.
Gdy podano do przekąski pulchny biały chleb, pan Apolinary zauważył z zadowoleniem, że oddawna nie kosztował świeżego pieczywa i szukał objaśnienia, dlaczego restauracya i piekarnia tutaj