Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   173   —

wsi z panem Janem i nawiązał nawet osobiste stosunki z Petersburgiem. Gazety przychodziły regularnie, komitet działał jak ministeryum, pan Jan był zawsze ten sam: roboczy, przyjazny, a nawet teraz zgodniejszy. Tylko nie udały się Budziszowi jego osobiste stosunki z Petersburgiem.
Napisał listy do trzech członków Koła, którzy mu niejako zawdzięczali swe mandaty. — Pierwszy odpisał Pliszka, nie nasycił jednak szerszych pragnień pana Apolinarego. List był długi, kaligraficznie wybitny, ale zawierał tylko rzeczy znane już dokładnie z gazet. Poszedł do archiwów politycznych Budzisza.
Kostka nie odpisał wcale. Czy niedokładność poczty, czy nawał pracy parlamentarnej? Pan Apolinary zamiast pociechy miał z tego powodu niesmak polityczny.
Najlepiej jeszcze popisał się brat dobrodziej od pługa, poseł Fizyk, gdyż do krótkiego listu dołączył fotografię sali obrad w pałacu Tauryckim. Usłużny fotograf umieścił na pierwszym planie malowniczą sukmanę Fizyka, a nieopodal zamyślone głowy Kostki i Pliszki, oparte o autentyczne drzewo ław poselskich.
Odkąd otrzymał ten obrazek, Budzisz polubił go, stawiał sobie przed oczyma, przenosił z biurka na ganek, na miejsca pracy i rozmyślań, a nawet czasem z nim rozmawiał: