Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   159   —

się wystosować do nich prośbę. Nie chodzi tak bardzo o osobę — prawił — i o wielu jest w tem zacnem gronie godnych wyboru — chodzi o tryumf idei. Zarówno miłość ojczyzny, jak praktyczne rozejrzenie się w sytuacyi przedwyborczej skłaniają go do prośby, aby ci łaskawcy, którzy zaszczycili go swemi próbnem i votami, przenieśli obecnie kreski ostateczne na jedynego człowieka odpowiadającego wszystkim wymaganiom, wszystkim nadziejom ojczyzny — na naszego zasłużonego, dzielnego rejenta Pliszkę.
Tu, w przystępie natchnionej fakundy, uczynił z Pliszki orła, utożsamił go niemal z herbowym ptakiem naszych sztandarów. W zakończeniu zaś wyraził nadzieję, że kolega Kotulski, ożywiony tą samą bezinteresownością, zechce również cofnąć swą kandydaturę na korzyść rejenta Pliszki.
Feliks Kotulski przymknął oczy i dość długo strzymywał w sobie tak zwykle płynną wymowę. Nareszcie odezwał się, że zgodnie ze zdaniem kolegi Budzisza »sprawa jest mu celem jedynym«, z czego choć nie wywiódł konieczności rezygnowania, musiał jednak, dla proporcyi i dla związku z mową poprzednika, pochwalić rejenta Pliszkę. Zniechęcił tem wielu ze swych stronników, zwłaszcza że twarz jego, już zwykle męczeńska, wyrażała w tej chwili pospolitą żółtaczkę.
Powstało zamieszanie w zgromadzeniu. Wielu szlachty braci, z Pliszką na czele, rzuciło się ku