Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   152   —

— Może się wdzieram w tajemnice?... ale ponieważ całe miasto wie, że odbywa się u panów próbne głosowanie, zatem śmiem zapytać...
— Niema w tem tajemnicy — odrzekł Budzisz. — Hrabia Kostka, Antoni — wszystkimi głosami!
Szmer uznania pochylił głowy obecnych. I wszystkie muzy oczyma rzewnemi spojrzały na Kostkę, który stał blady, namaszczony.
Zaś Heydenstein pytał dalej:
— Położył pan nacisk na imię «Antoni«. Czyby to znaczyło, że Władysław Kostka...
— Przepadł, jak było do przewidzenia — odpowiedział Budzisz z giestem swobodnie zrezygnowanym.
— To szkoda! — rzekł Heydenstein podstępnie i sprawdził wszystkie wyrazy twarzy po kolei.
Dwóm paniom było to obojętne. Pani Hańska, poczuwając się jednak do solidarności z ludźmi inteligentnymi, powtórzyła dość szczerze:
— Szkoda...
A Kostka, któremu zrazu zaświeciła w oczach iskra zadowolenia, opanował się prędko i rzekł:
— Zapewne, że szkoda — no, ale tylu jest kandydatów... A co do innych, panie Apolinary?
— Są pewne komplikacye. Zresztą wiec jeszcze nie skończony. Wyszedłem, żeby oznajmić panu to, o co mi najbardziej chodziło.